W oku Cyklonu

Tajemnice. Mozolnie trawią od środka, godzinami, miesiącami, latami, osiągając punkt kulminacyjny, siejąc spustoszenie jak cyklon, choć zawsze wydaje nam się, że służą nam w ten czy inny sposób jako protekcja siebie lub najbliższych.

Przemysław Semczuk w swojej najnowszej powieści w arcymistrzowski sposób splata wciągającą intrygę fabularną z faktami. Pogrzeb matki Katarzyny (która niejako stanowi początek i jednocześnie oś historii, ale w rzeczywistości nie jest bynajmniej jej protagonistką) doprowadza do rodzinnego spotkania – stypy, na której na wierzch wychodzą mroczne tajemnice sprzed lat – urażone dumy, niewyjaśnione adopcje, zaginiona metryka chrztu. Pozornie niezwiązane ze sobą nicie zbiegające się w jedną, prowadzącą do wrót najbardziej namacalnych bram piekieł na ziemi, jakie miały powstać, okraszone sloganem Arbeit macht frei.

Opowieść rodziny, przeplatana na przestrzeni ponad pięciu dekad, rozciągając od 1944 roku, aż do 2005 namalowana jest słowami kilku bohaterów. Mają coś istotnego do powiedzenia, każda jest urzeźbiona z gliny wytrawnego rzemieślnika znającego swój fach. Problemy to esencja ich tożsamości, każdy wnosi kolejną część układanki tworzącej kompletny obraz zapomnianej i kontrowersyjnej tajemnicy, która miała na zawsze spocząć w odmętach przeszłości. Przeciwstawne fronty zderzają się ze sobą, tworząc cyklon wciągający wszystkich dookoła.

Bałem się tej książki, bałem się, że zbyt wysoko postawię jej poprzeczkę i się zawiodę. Nie przekonywały mnie wysokie oceny recenzentów i czytelników, musiałem sam wyrobić sobie zdanie. Usiadłem i zacząłem czytać. I nie pamiętam, kiedy ostatnio jakikolwiek thriller wciągnął mnie tak bardzo, na wskroś, od początku do końca, na jednym oddechu kończąc ostatnią stronę. To nie jest następna ckliwa historyjka o Auschwitz, jakich ostatnio wysypało na rynku (tak, na ciebie patrzę Heather Morris). To opowieść o skomplikowanych relacjach rodzinnych, wyniszczających decyzjach mających wieloletnie konsekwencje, ale również o dobroci, która niespodziewanie może zakwitnąć w najbardziej jałowej ziemi.

Doświadczony na reporterskim polu Semczuk fantastycznie snuje intrygę, nieco długo rozwijającą się, lecz nagradzającą za cierpliwość czytelnika. Obietnica emocjonalnego trzęsienia ziemi zostaje spełniona, choć musimy zrozumieć, że dylemat poruszony w Cyklonie jest wielowymiarowy i niełatwo zrazu odpowiedzieć na pytanie, co zrobilibyśmy na miejscu bohaterów. Trzeba pamiętać również o pryzmacie czasu, być może najważniejszym aspekcie historii, dlatego, że czas jest tutaj jednym z bohaterów. Łatwo jest oceniać pewne decyzje z perspektywy teraźniejszości, jeszcze prościej zatopić się we współczesnym światopoglądzie, zapominając lub, prawdę powiedziawszy, nie znając realiów niegdysiejszego świata. Dlatego tak łatwo przychodzi nam pochopnie krytykować i oceniać obce decyzje sprzed lat.

Jeśli miałbym wymienić coś na in minus to tylko to, iż książka mogłaby być nieco dłuższa niż te niespełna trzysta stron, a niektóre wątki mogłyby zostać bardziej wyciągnięte na pierwszy plan i doprowadzone do końca, niemniej jednak wielokrotnie zawodząc się zakończeniami różnych narracji napędzanych intrygą, wychodzę z założenia, iż od przesytu lepszy jest niedosyt.

Cyklon wzburzył nie tylko bohaterami, ale przede wszystkim mną – czytelnikiem. Na szczęście po każdej burzy, choćby nie wiem jak dotkliwej i niszczycielskiej, pozostawiającej po sobie świat w ruinie, zawsze przychodzi czas, kiedy słońce wychodzi, atmosfera rozrzedza się i wszystko wraca na właściwe tory. To właśnie wtedy następuje moment, kiedy można zacząć stawiać fundamenty pod nową rzeczywistość.

Recenzja pojawiła się pierwotnie na stronie Kultura na co dzień

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s