
Czy kiedykolwiek sięgnąłbyś po książkę, która samym tytułem wzbudza mieszane uczucia? Czy kontrast pomiędzy sztuką a przyziemną potrzebą fizjologiczną nie jest aby niesmaczny? Czy śmiałbyś nazwać artyzmem czynność tak swojsko ludzką jak puszczanie bąków? Ja sięgnęłam, przeczytałam i… nigdy się tak nie uśmiałam. Lecz – uwaga – to nie komedia!
Książka, a raczej książeczka, bo tak powinniśmy ją nazwać z uwagi na niewielki format i szczupłą treść (ledwie ponad sto stron) – to w istocie esej rodem z XVIII-wiecznej Francji, kraju kojarzonego raczej z salonami i nadworną etykietą, aniżeli czymś tak trywialnym jak zwykły ludzki pierd. Bez ogródek dodam, że jeżeli komuś nie w smak tematyka skatologiczna, brzydzi się lub zawstydzają go tego typu treści, to nie powinien czytać dalej, bo w słowach przebierać tu nie będziemy.
Aby lepiej zapoznać się z tematyką tej oryginalnej publikacji, lekturę dzieła należałoby rozpocząć raczej od posłowia tłumacza – Krzysztofa Rutkowskiego – który krótko i zwięźle wyjaśnia upodobania Francuzów do najdziwniejszych tematów (przykładowo można tu wymienić chociażby pozycję o bardzo kontrowersyjnej nazwie Histoire de la merde, co dosłownie winno się tłumaczyć jako Historia gówna. Obrzydliwe, czyż nie 😉? Autor przekładu tłumaczy dlaczego Sztuka pierdzenia nosi mocno rubaszny tytuł i przedstawia krótko sylwetkę autora – Pierra Thomasa Nicolasa Hurtauta – nauczyciela łaciny i twórcy kilku publikacji historycznych oraz słowników. Po lekturze tego nietypowego dzieła, mogę dodać, że człowiek ten miał również niesamowite poczucie humoru i z pewnością spory dystans do świata.
Esej o którym mówię, mimo że tyczy się treści nieeleganckich i przaśnych, pisany z humorem i lekkim sarkazmem, przyjmuje formę wywodu naukowego. I brzmi to – według mnie – bardzo unikalnie! Już sama przedmowa do czytelnika, czy śmiałe i szczere do bólu nazewnictwo poszczególnych rozdziałów, sprawiają, że czytelnik nie do końca jest pewien czy autor pisze na serio, czy może jednak błaznuje… No bo cóż myśleć kiedy twórca tej, na swój sposób uroczo ordynarnej książeczki, beszta odbiorcę tymi słowy:
„Doprawdy wstyd, Czytelniku, że od kiedy pierdzieć począłeś, nie wiesz nawet jak to robisz i jak to robić powinieneś. Powszechnie się mniema, że popierduje się albo mało, albo dużo, i że w istocie pierdzenie jest tylko grubiaństwem. Sprawa ta analizowana przeze mnie rzetelnie, dotąd zaniedbana była wielce nie dlatego, że niegodna uwagi, ale z powodów innych: zdawało się bowiem, iż żadnej metodzie nie podlega, i nowych w tej materii nie poczyniono odkryć. To błąd. Pierdzenie jest sztuką (…) Można pierdzieć przepisowo i ze smakiem, co poczujesz, Czytelniku, w dalszych partiach tego dziełka (…) Pryncypia owej sztuki przedkładam przeto zainteresowanym”.
O samej treści książeczki wspominać wiele nie będę, ponad to, że zapoznając się z jej oryginalną, momentami zabawną, a chwilami dość niesmaczną treścią, ubawiłam się po pachy 😊. Sam spis treści potrafi rozbawić do łez, kiedy w patetyczny sposób mówimy o Fizycznej racji zdrowego rozsądku, czyli analizie pierdnięcia dyftongalnego, O pierdnięciu w sensie ścisłym czy Pożytkach i skutkach pierdnięć oraz bąków. Nie do końca rozumiem, co autor miał na myśli w zakończeniu eseju, klasyfikując poszczególne rodzaje ludzkich wiatrów w zależności od statusu społecznego czy wykonywanego zawodu i porównując je do… spożywczych smakołyków?! To chyba najbardziej niesmaczne, ordynarne i obrzydliwe porównanie jakie mógł wymyślić, i jeżeli czytelnik jest z natury typem mimozy, albo pozostaje wrażliwy na tego rodzaju porównania, powinien raczej pominąć rozdział.
Podsumowując, uważam że mamy tu do czynienia z książeczką bardzo niecodzienną. I chociaż w XVIII wieku tego rodzaju publikacje cieszyły się wielkim powodzeniem, a literatura skatologiczna święciła triumfy we Francji i Anglii, dziś jest to raczej pozycja niszowa i bardzo kontrowersyjna. Być może ludzkość tak daleko zagalopowała się w życiu definiowanym przez savoir vivre, kurtuazję i elegancję, że po prostu zapomniano o tym jak śmiać się z własnych przywar i wad? Miło, że wydawnictwo słowo/obraz terytoria zdecydowało się na wydanie tego (w pewnym sensie) klasyka.
Pozostaje zatem pytanie – czy Sztuka Pierdzenia godna jest polecenia? Tak. Aby spojrzeć z dystansu na ludzkie niedociągnięcia i umieć się z nich śmiać. Szczerze i głośno.