
Solaris – odległa i enigmatyczna planeta odkryta ponad sto lat temu. Co o niej tak naprawdę wiemy i ile nauczyliśmy się przez lata eksploracji, eksperymentów, obalanych i na nowo powstałych teorii? Plazmatyczny i rozumny Ocean powoli traci zainteresowanie oddalonych miliardy kilometrów Ziemian, nurt solarystyczny wygasa, a szansa na jakikolwiek Kontakt z obcą istotą wydaje się coraz bardziej daremna. Czy kiedykolwiek odkryjemy jej tajemnicę?
Tak mógłby wyglądać lead fikcyjnego artykułu prasowego w świecie przedstawionym przez Stanisława Lema w jego najbardziej popularnej powieści i, nie bez przyczyny, mającej status kultowej.
Kris Kelvin zostaje wysłany na Solaris, gdzie mieszkać będzie na stacji badawczej. Od samego początku natyka na problemy – czekający na niego jeden z naukowców, w poszarpanych łachmanach, zaniedbany, z krwią na przegubach, oświadcza, że jeden z trzech rezydujących badaczy popełnił samobójstwo. Snaut ostrzega Kelvina, aby uważał na kogokolwiek, kto nie mógłby być uczonym ze Stacji, co wprawia bohatera w konsternację i poczucie paranoi. Jak się okazuje Stację odwiedzają g o ś c i e – każdy przypisany do mieszkańca ośrodka. Owi przybysze wywierają silny, stresogenny czynnik, a dla Krisa g o ś ć przyjmuje postać… jego zmarłej poprzez samobójstwo dziewczyny, za które winą obarcza się mężczyzna. Co więcej, Harey nie zdaje sobie sprawę ze swojego pochodzenia i dla niej czas zatrzymał się w sielankowej rzeczywistości sprzed dziesięciu lat. Czy to okrutna i psychodeliczna zagrywka obcego Oceanu, chory wytwór wyobraźni, czy może ludzkie kopie naprawdę są tym za kogo się podają?
Choć romantyczna relacja Krisa z Harey – wraz z jej reperkusjami – wydaje się być głównym wątkiem fabularnym, powieść obfituje w dość potężną mitologię i historię dotyczącą Solaris, dzięki czemu niejednokrotnie musimy zwracać sobie uwagę, że nie mamy do czynienia z rzeczywistym podręcznikiem historii obcej planety, a z fikcyjnym tworem wybitnego pisarza. Z drugiej strony ilość opisów biologicznych, fizjologicznych, fizycznych i matematycznych może odrzucić niejednego czytelnika, który część specyfikacji po prostu nie zrozumie. Zwłaszcza jeśli natkniemy się na takie definicje jak mimoidy czy symetriady, specyficzne zaś z resztą dla Lema, niewątpliwego mistrza neologizmów.
Pod warstwą historyczną i wątkiem romantycznym kryje się meritum opowieści – dążenie człowieczeństwa do Kontaktu z obcą cywilizacją, za wszelką cenę. W popkulturze większość kosmitów posiada jakieś cechy antropomorficzne i zawsze się znajdzie jakaś forma komunikacji tudzież pojęcie sensu istnienia i motywacji danej kreatury – czy będzie to mordercza natura Xenomorpha z Obcego (1979) czy logogram językowy Heptapodów z Nowego Początku (2016). Pokrótce – idzie się dogadać, w ten czy inny sposób. Stanisław Lem w swojej fantazji posunął się dalej i odważniej, przedstawiając nie tylko formę życia w postaci plazmatycznego Oceanu pokrywającego całą planetę, ale również jego nomen omen obcość, tak dalece różną i niepojętą dla nas – drobnych tworów z niebieskiej planety. Przekłada się to nie tylko na lata bezskutecznych badań i bezowocnych prób kontaktu, ale na narastającą frustrację i rezygnację. Bo jak zbadać organizm, który przez lata obserwacji z rzadka powtarza schematy, a na powtarzające bodźce raz reaguje, a następny już nie? Nieustępliwość badaczy, reprezentujących ludzką naturę, nie pozwala na odpuszczenie, ale jednocześnie wykazuje brak odpowiedniej cierpliwości i subtelności, bezustannie wymyślając nowe metody zwrócenia uwagi Oceanu. We fragmencie książki pada z ust jednego bohaterów trafne spostrzeżenie: czy słoń czuje na sobie obecność pcheł? Jak więc ogromna (i prawdopodobnie) rozumna planeta ma zachować się w stosunku do mikroskopijnych organizmów kroczących po jej gigantycznej powierzchni? Czy to w ogóle możliwe? Oczywiście, sądząc po wizytach g o ś c i, po ponad stuletnim zastoju, jakaś reakcja nastąpiła, ale jaką mamy pewność, że Solaris zrobiła to świadomie w sensie ludzkim i czym dokładnie się kierowała? Czy to forma kontaktu, czy zwykły eksperyment na ludziach? A może biblijna kara za lata wtrącania się w nie swoje sprawy? Czy może jednak dyplomatyczny prezent w formie pojednania się ze zmarłymi lub wytworami marzeń, których nie mogliśmy nigdy spełnić? Bo przecież organiczna planeta zapewne też nie pojmuje jak działamy, czym się kierujemy i jak myślimy, więc może i ona szuka pośredniej formy porozumienia się? A może jednak nie i tylko naśladuje nasze zachowania, a prawdziwych motywów nigdy nie będziemy w stanie rozgryźć. Zagwozdka do rozmyślania na niejedną noc.
Pozostaje tylko wziąć lekturę w swoje ręce, zaczytać się w pierwszych stronicach i dać się ponieść zagadce Solaris.