„Zew krwi” – bajka nie do końca dla dzieci

Jack London Zew Krwi

Gdyby nie nazwisko poczytnego autora, który zaskarbił sobie mój podziw powieścią Martin Eden, prawdopodobnie nie popatrzyłbym nawet na nieco sztampową okładkę powieści Zew Krwi, żywcem wziętą ze znanego portalu ze stockowymi zdjęciami. Cóż, siła nazwiska robi swoje, a zachęcająca cena stanowiła ostateczny argument za kupnem kolejnego już klasyka.

Wnioskując po samej grafice i opisie, wysnułem, że przeczytam lekko ckliwą, być może bardzo wzruszającą opowieść o tragedii porwanego zwierzęcia, na wzór Psa który jeździł koleją, czy filmowej serii Beethovena (skojarzenie jak najbardziej słuszne, zważywszy na wielkiego bernardyna z okładki). Pomyliłem się. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Jack London skonstruował bardzo prostą historię Bucka – pół bernardyna, pół owczarka szkockiego, który za sprawą jednej decyzji wplątanego w kłopoty człowieka, zostaje (wbrew właścicielowi) sprzedany handlarzowi psów. Buck szybko odkrywa brutalny świat człowieka nie znającego litości, rządzonego chciwością pieniądza, gdzie jedynym argumentem jest noga i bicz. Mieszaniec szybko adaptuje się do nowej sytuacji i niedługo staje się częścią nowego doświadczenia – zostaje psem zaprzęgowym na dalekiej północy, przykrytej połaciami siarczystego mrozu i spartańskich warunków. Buck będzie musiał szybko odnaleźć się w nowej sytuacji, inaczej stłamsi go dominująca pozycja pobratymców. Czy mu się uda?

London nie szczędzi brutalności i realności w swoich opisach. To nie jest dobranocka dla dzieci, tylko opowieść o tytułowym, atawistycznym zewie krwi, uśpionym od tysięcy lat, lecz nie całkiem pozbawionym mocy. W odpowiednich warunkach, zawsze obudzi się jak niedźwiedź z letargu. Psy walczą między sobą o pozycję lidera, oszukują, kradną, często dochodzi między do nimi potyczek, nierzadko kończących się groteskową śmiercią. Autor nie bawi się tutaj specjalnie w jakieś alegorie, po prostu przedstawia surowość i brutalność świata taką jaką widzi, okraszoną instynktem przetrwania, a jak wiadomo, przetrwają najsilniejsi i najwytrwalsi.

Buck jest rozumnym psem, jak i zresztą jego psi kompani. Gdyby wyjąć z powieści pewne obrazy, nie odróżnilibyśmy zwierząt od ludzi i o to też autorowi chodziło, a zabieg ten doskonale działa, bo możemy utożsamić się z psim protagonistą, poczuć to co on, bać się o jego bezpieczeństwo, walczyć razem z nim w nierównej walce o wolność, spełnienie i perspektywę nowego świtu.

Co prawda Zew Krwi nie wzruszył mnie, ale wzruszył mną. W pewnym momencie musiałem przerwać lekturę, z racji dość tragicznej sceny śmierci jednego z czworonogów. Ciężko też mówić o ckliwym happy-endzie – autor nie przełamuje swojej obietnicy i do samego końca prowadzi całkiem naturalistyczną narrację.

Choć generalnie traktowana jako literatura dziecięca, według mnie Zew Krwi to propozycja dla czytelnika dojrzalszego, lubującego się w pytaniach na temat egzystencjalizmu, porządku świata, umiejącego przyznać się do tego, że człowiek również posiada w sobie zew natury, którego maska urbanizacji nie jest w stanie zniwelować. Ukryć, z pewnością, ale rzeczy utajone często lubią o sobie dawać znać w najmniej odpowiednich momentach.

P.S. Jeszcze nie widziałem najnowszej adaptacji filmowej z Harissonem Fordem w roli głównej, ale mam zamiar nadrobić zaległości 😉.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s