
Bez strachu. Dziennik współczesny jest dokładnie tym, na co wskazuje tytuł. To zapiski dziewięćdziesięciosiedmioletniego pisarza z pokaźnym dorobkiem pisarskim, często ze sobą niepowiązane, tchnięte barwą czystej teraźniejszości, ale ponadto badającej przeszłość, zmagając się z holokaustem, antysemityzmem, bolączką naszych czasów i polityczną sytuacją w Polsce, także tą związaną z pandemią. Podług obietnicy autora, odbywa się to bez strachu, bez kipiącej żółci, bez trawiącej nienawiści. Opisując świat poprzez siebie, w niepowtarzalnym stylu dotykając spraw wzniosłych i tych zaprzątających codzienność. To prawdziwa skarbnica złotych myśli, wielkich i zapomnianych portretów pisarzy, filmowców, postaci historycznych.
Dziennik dotknął mnie swoją delikatnością i krystalicznością opisywania scen błahych, ale również tych zepchniętych gdzieś do piwnicy zapomnienia, gdzie nierzadko boimy się ponownie zajrzeć wystrzegając się mroku spowijającego zakurzone myśli i wspomnienia nadgryzione zębem czasu.
Wrażliwość pisarza wzruszyła mnie – zatwardziałego człowieczka – pokazując czym naprawdę jest literatura piękna. Z każdym kolejnym akapitem zatapiałem się w błyskotliwy umysł doświadczonego przez życie, kunsztownego rzemieślnika pióra ukazującego świat, w którym wszyscy żyjemy tak samo, ale spoglądamy na niego różną parą okularów. Chciałbym już zawsze spoglądać przez pryzmat pana Hena. Zdolnego do uchwycenia na kawałku zwykłego papieru scen żywszych niż zdjęcia i filmy, malując na płótnie wyobraźni tajemnicę swoich myśli. Lekko efemeryczną, nie do końca dostępną w całej swojej okazałości, ale na tyle bliską, by rezonowała z kodem genetycznym duszy.
„(…) dzienniki pisarskie to obcowanie z autorem. Stajemy się sobie bliscy. Ale i w tym nie przesadzajmy – nie powinno ustać zaciekawienie: tajemnica rzeczy i tajemnica myśli.”*
Czytając każde kolejne słowo czułem spływającą na mnie nabożną łaskę skupienia, dzięki której mogłem zgłębiać filozofię każdego zdania, ciesząc się jego brzmieniem w mojej głowie. Nieczęsto zdarza mi się trzymać w dłoniach lekturę, spowalniającą swoją esencją rozgrzaną do czerwoności lokomotywę myśli, pokazując jak rozkoszne może być delektowanie się literaturą, jej rozlewne przenikanie przez każdą cząsteczkę ciała, zostawiając po sobie blask dobroci. To twórczość najwyższej próby, lekarstwo na nasze czasy, antidotum w dobie kryzysu.
*Józef Hen, Bez strachu. Dziennik współczesny. Wyd. MG, Warszawa 2020.
Recenzja pojawiła się pierwotnie na stronie Kultura na co dzień