
Kilkanaście dni temu miała miejsce premiera trzeciej części cyklu autorstwa Przemysława Piotrowskiego z komisarzem Brudnym w roli głównej. Przyznam, że wyczekiwałam jej z niecierpliwością, a obaw co do tego w jakim kierunku pisarz pójdzie tym razem miałam całkiem sporo – zapowiedź morderstwa w stylu sadomasochistycznym, które ujawnione zostaje już na końcu Sfory nasunęła mi dziwne skojarzenia z Pięćdziesięcioma twarzami Greya i wieloma innymi nagimi torsami, tak popularnymi ostatnio na okładkach książek (God, why?!). Istniało więc ryzyko, że wyuzdanego seksu i nieokiełznanych, podszytych dzikimi wariacjami scen erotycznych będzie sporo (już sama ilustracja autorstwa Dark Crayon przedstawiająca lateksową maskę z zamkiem na ustach mówi sama za siebie), a Igor Brudny jakoś niekoniecznie do tego typu scenerii mi pasował. Piętno urzekło mnie mroczną historią i nieprzewidywalnością, Sfora oczarowała klimatem, ale końcówka przyniosła lekkie rozczarowanie. A jaki okazał się dla mnie Cherub?
Powieść przedstawia dalsze losy znanych już nam z poprzednich odsłon postaci, między innymi antyspołecznego i dość zimnego w obyciu komisarza Igora Brudnego, Julii Zawadzkiej – partnerki i przyjaciółki protagonisty (bez reszty w nim zakochanej), Arlety Winnickiej – aroganckiej i wyrafinowanej pani prokurator, która obejmuje stanowisko po swym poprzedniku. W powieści pojawia się również Romuald Czarnecki – inspektor, który mimo odejścia na zasłużoną emeryturę po zamknięciu dwóch poprzednich spraw, nie jest w stanie porzucić pracy i na dobre odciąć się od policji. I chociaż jego rola jest w Cherubie dość mocno ograniczona, cieszy mnie fakt, że autor mimo wszystko nie odrzucił tego poczciwego gliny w odmęt niepamięci. Podobnie jak to, że postać Oksany Szczypenko pojawia się w książce zaledwie na moment (och, jakże ja nie lubię tej kobiety, jakże mi ona działa na nerwy…). Oczywiście w powieści spotkamy również innych dobrze znanych z bohaterów drugoplanowych, z którymi czytelnik zdążył się już poznać i całkiem mocno zżyć.
Przeszłość po raz kolejny (ale czy ostatni?) przypomina Brudnemu o sobie. Akt bestialskiego morderstwa na prokuratorze Kotelskim rzuca cień grozy na pozostałych członków policyjnej ekipy. Tym razem zbrodnia nie jest po prostu „przypadkowym” zabójstwem. To precyzyjnie wymierzona kara i zaplanowana w najdrobniejszych detalach zemsta, która celuje w zespół śledczych. Zamiast chronić innych, muszą chronić siebie. Tym bardziej, że osobnik polujący na „policyjną zwierzynę” to prawdziwy i bezkompromisowy psychopata.
W książce nie ma ani wiele seksu ani porażającej liczby nawiązań do praktyk BDSM, czego początkowo się obawiałam (może poza jedną, drobną sceną z panią prokurator). Jest natomiast pikantnie, mrocznie i niepokojąco. Autor kreuje atmosferę grozy poprzez historie rodem z darknetu, lateksowe maski, stukot szpilek i mrok katakumb. I wychodzi mu to kapitalnie! Wątek darknetu, rosyjskiej mafii, nawiązanie do działań władzy, osób na wysokich stanowiskach i tego jak płynnie i bezproblemowo tuszują swe mroczne występki – to wszystko sprawia, że Cherub nabiera iście realnego wymiaru – nie ma tu sennych koszmarów, nie ma wilkołaków. Jest za to psychologia, patologia władzy, korupcja i brutalność. I to jest genialne.
A zakończenie historii? Zaparło mi dech w piersiach. Po odłożeniu książki musiałam chwilę posiedzieć i pomyśleć. A ciarki biegły po plecach. Tego się na pewno nie spodziewałam. I czego mogę spodziewać się dalej? Jedno jest pewne – Cherub to, według mnie, najlepsza część cyklu. Bezwzględna zarówno dla bohaterów powieści jak i czytelnika.
Cherub rzeczywiście najlepszy z całej trylogii. Zakończenie świetne, klimat ciężki. Szkoda było się rozstawać z komisarzem. Chyba, że to jeszcze nie koniec…. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba