
„Pokręciłem głową. Choć kręcenie głową naprawdę niczego nie rozwiązuje.„
Niedawno pisaliśmy o najnowszym zbiorze opowiadań Murakamiego – Pierwsza osoba liczby pojedynczej. W mojej ocenie tom niezbyt udany, wybrakowany i pozbawiony magii poczytnego pisarza. A wiem, że Murakami to pisarz wybitny, przekraczający bariery zwykłego słowa, przenikając świat czytelnika. Dlatego dzisiaj przedstawiam jedną z jego lepszych książek, która tak jak i mnie, być może przekona Was do szerszego obcowania z japońskim artystą.
Bohaterem Tańcz, tańcz, tańcz jest bezimienny narrator, z pozoru przeciętny Japończyk. Pan X jest oderwany od rzeczywistości i niezainteresowany szumem populacji, przechadzając się ulicami tłocznego Tokio. Przez długi czas nie pracował i utrzymywał się z oszczędności. Rozwiódł się z żoną, która odeszła do kochanka. Towarzystwa dotrzymywał jedynie kot. Wydarzenia te nie zostały zapoczątkowane przez jakąś epicką tragedię, a raczej były świadomym wyborem wprawiającym umysł w stan harmonii i kumulacji energii, mającej zostać spożytkowaną przez następne lata. Po czterech miesiącach wraca do pracy – pisania artykułów na zlecenie. Nic trudnego, nic pasjonującego. Ot, „kulturalne odśnieżanie” jak opisuje protagonista. X pewnej nocy zapada w dość intrygujący sen, jawiący się płaczem kogoś, kogo znał przed laty i spędził upojne chwile w hotelu Delfin w Sapporo. Tym kimś była Kiki, luksusowa call-girl, nie świadcząca jednak mu swoich standardowych usług, a dotrzymująca towarzystwa z własnej nieprzymuszonej woli. Pewnego dnia Kiki znika. Rozpływa w powietrzu. Nie zostawia żadnego listu pożegnalnego, ani najdrobniejszego śladu. Nadszedł czas, aby powrócić do miejsca, w którym wszystko się zaczęło, spojrzeć wstecz ku przeszłości i odkryć, czy kręta i zatarta droga prowadzi do odpowiedzi.
Postacie poboczne zdają się mało znaczącymi zapychaczami kartek, by po kilku rozdziałach przeistoczyć się w część większego mechanizmu, łączącego X ze światem rzeczywistym. Yuki – zdystansowana nastolatka o dziwnych zdolnościach wyczuwania „czegoś” w atmosferze. Gotanda – kolega ze szkolnej ławki, aktualnie jeden z najbardziej rozpoznawalnych i rozchwytywanych aktorów z nieszczęśliwą tendencją do grania kiepskich ról w jeszcze gorszych filmach; poczciwych nauczycieli i dentystów. Hiraku Makimura – alter-ego pisarza, czy najbardziej tajemniczy – Człowiek Owca. Nikt nie jest tu schematyczny ani dwuwymiarowy. Każda postać jest częścią łamigłówki, ale wyjmując ją poza układankę, sama w sobie przedstawia skomplikowaną osobowość, historię i nutę tajemnicy.
Dialogi są fenomenalną i drugą, po opisach świata przedstawionego, mocną stroną pisarza. Błyskotliwe i nierzadko rysujące uśmiech na twarz. Japoński styl może nieco odrzucić z racji zwięzłych zdań, lecz jest to kolejny atut autora, potrafiącego skumulować sens i materiał emocjonalny w kilku zdaniach. Coś niesamowitego. Dodam też, że żadna inna książka z gatunku horroru czy thrillera nie wywołała we mnie tak silnego poczucia nieuchronnie zbliżającego się niebezpieczeństwa jak fragment windy wjeżdżającej na nieistniejące piętro spowite w duszącej ciemności (choć Winda Tomasza Sablika była bardzo, bardzo blisko). Majstersztyk.
Kolejnym motywem rozpoznawczym jest namacalna aura realizmu magicznego. Czy jesteśmy przekonani, że wydarzenia przedstawione przez Pana X wydarzyły się naprawdę, czy mamy do czynienia z chorą i stęsknioną wyobraźnią potrzebującą tłumaczyć pewne wydarzenia w sobie tylko znanym sposobie? Między wersami odnajdziemy piękne opisy życia i przytłaczającej samotności, wplecione w proste czynności jak przygotowywanie i spożywanie jedzenia, przejażdżka lub przechadzka po japońskiej metropolii i słuchanie muzyki. A Murakami muzykę uwielbia i dzieli się nią na każdym kroku.
Podsumowanie książki może brzmieć jak wstęp do taniego kryminału – rozwodnik wplątany w niebezpieczną grę szuka prostytutki w starym hotelu musząc zmierzyć się z demonami przeszłości! Faktycznie, nawet pojawia się drobny wątek morderstwa prowadzący do groteskowego, wręcz kafkowskiego (motyw często wracający u Murakamiego) przesłuchania przez dwóch policjantów, lecz w tej historii nie chodzi o jej rozwiązanie, a odkrycie niewidocznego. Sama droga i przygoda ma stanowić nagrodę, a nie dotarcie do mety.