
Cyberpunk, niegdyś niszowy gatunek zrzeszający geeków i nerdów z całego świata fantazjujących o wszczepach, augmentacjach mechanicznych, nieograniczonej infostradzie danych i zespolenia ducha z mechaniczną skorupą. Gatunek dostąpił dość gwałtownego odrodzenia w ubiegłym roku, a kto interesuje się tematyką, dla niego oczywistym jest, że ma to wiele wspólnego z najgłośniejszą premierą branży komputerowej ubiegłego roku, Cyberpunk 2077. Polacy wzięli na warsztat stary gatunek i przeprogramowali go na nowo, łącząc oldskulową konwencję z wciąż obecnymi problemami. Jednym udało się to bardziej (patrz: Cyberpunk Girls), a drugim niestety mniej (jak Cyberpunk. Odrodzenie Andrzeja Ziemiańskiego). Gdzie na tym spektrum odnajduje się Sybirpunk Michała Gołkowskiego?
Wypuście z syntetycznych płuc nagromadzone opary skażonego powietrza, Gołkowski dobrze zna swoje cybernetyczne podwórko i bezproblemowo lawiruje między jedynkami i zerami cyberpunkowego świata. Choć bawi się konwencją, hakuje i crackuje ją na swoją modłę, to nadal pod powierzchnią oczywistości skonstruował dobrą, skupioną na człowieku historię. Autor stawia swojego protagonistę w opozycji do technologicznego wirusa zajmującego coraz bardziej i częściej nie tylko nasz świat zewnętrzny, ale wchodzącego nomen omen na głowę, zaprzątając i spajając z psychiką i ciałem.
W futurystycznym, choć mocno zaniedbanym NeoSybirsku najemnik do wynajęcia – Chudy – wpakowuje się w skomplikowaną intrygę korporacyjną, obiecując odzyskać pieniądze dla potężnego oligarchy. Stawka jest warta ledowej świeczki, chodzi o niemała kasę, a Chudy kasę wielbi i szanuje (choć skłania się weselej ku pierwszemu). Z góry otrzymuje połowę obiecanej kwoty za wykonanie zadanie i wzrusza się na widok nasyconego portfela. Sielanka nie trwa długo, kiedy okazuje się, że cel trafia za kratki i trop prowadzący do pieniędzy zamieni się z niedzielnego spacerku w prawdziwy rollercoaster wrażeń. Jednak słowo dane to przysięga, w końcu czego nie robi się ku chwale Mateczki Rosji? Oczywiście druga połowa wypłaty nie ma z tym nic wspólnego!
NeoSybirsk zieje klimatem; żyje i oddycha, choć jest to to oddech spoconego menela zaczepiającego o czwartej rano na dworcu z pytaniem do kierownika czy nie pożyczyłby piątaka na kielona, bo on jest szczerzy i nie będzie kłamał, że to na kanapkę. Macie to przed oczami? To witamy w NeoSybirsku, czujcie się jak w domu! Miastu brakuje nieco do rangi hi-techowej metropolii rodem z Night City, a przyszłość Chudego raczej odzwierciedla uniwersalne problemy miast gnębionych starciem klas społecznych i wszechobecnej polityki, której mamy przesyt na co dzień. I nie wygląda na to, żeby miało się to zmienić, nie w najbliższym czasie. Bohater, tak jak i my, dobrze o tym wie, akceptuje i adaptuje się. Nie jeździ na białym koniu w lśniącym egzoszkielecie, a na co dzień porusza się starym poczciwym mercedesem. Towarzystwa dotrzymuje mu nieco zbyt rozchwiany gastrologicznie kundel Kusto, jedyny przyjaciel i zarazem zręczny hacker Kulas oraz aspołeczny, nieznający konwenansów Mykoła. I tak Chudy żyje z dnia na dzień, od zlecenia do zlecenia, między jedną wypłatą a drugą. Jak bardzo różni się to od tego, co widzimy codziennie pośród zgiełku naszych żyć?
Gołkowski pisze wprawnie i zawzięcie, nie oszczędzając miejsca na papierze, rozpisując się na ponad sześćset stron. I choć z początku korpowątek może jawić się jako bełkot i przytłaczać licznymi nazwami, nazwiskami i powiązaniami, zaczynając wykraczać poza konwencję i lekko przynudzając, NeoSybirsk widziany oczami Chudego i jego perypetie szybko przysłaniają to co nieciekawe. Sybirpunk obfituje w sporą dawkę humoru, choć daleko jej do komedii. To opowieść widziana oczami cynika i oportunisty, zepsutego przez trudną przeszłość i środowisko, z którego nie potrafi wyrosnąć i zmaga się by stworzyć coś własnego, dlatego zamiast odrywać się z tej rzeczywistości i udawać, że wszystko jest w porządku, w końcu bierze kod źródłowy losu we własne ręce i przepisuje go na własne potrzeby, jakkolwiek powierzchowne i nieetyczne. Czy w głębi duszy nie chcemy dla siebie tego samego? Dumnie kroczyć wyznaczonymi przez siebie ścieżkami życia?
Jedna myśl w temacie “„Sybirpunk Vol. 1” – witajcie w przyszłości, towarzyszu”