
„Biopunkowa wizja świata po globalnej zagładzie. Społeczeństwo jest rozwarstwione, panuje system kastowy, a każdy człowiek ma swoją metrykę. W zakładach inżynierii genetycznej <<Zodiak>> tworzeni są postludzie o niezwykłych umiejętnościach. Na drabinie społecznej nie ma jednak dla nich miejsca. To wyłącznie obiekty doświadczalne, oznaczone i skatalogowane podług swych właściwości” – to opis z tylnej okładki książki, pokrótce streszczający jej zawartość. Ogromne dzięki wydawcy za jego zamieszczenie, bo gdyby nie to, najzwyczajniej nie wiedziałabym o co chodzi. Nie lubię krytykować książek, szczególnie kiedy podziwiam autora za wyobraźnię, pomysł i oryginalność. Ale w przypadku Zodiaków nie obejdzie się bez kilku konkretnych zastrzeżeń.
Zafascynowana cyberpunkiem i urzeczona przez Cyberpunk Girls, zbioru opowiadań również wydanego przez wydawnictwo Uroboros, ucieszyłam się wielce na wieść o Zodiakach jako pełnoprawnej powieści jednej z autorek wspomnianego wcześniej zbioru, Magdaleny Kucenty. Zapowiadało się naprawdę ciekawie. Jak wyszło?
Pani Magdalena zasługuje na szczery podziw, jeśli chodzi o pomysł – to rzeczywiście świeży powiew w fantastyce. Biopunk, miasto przyszłości, genetycznie modyfikowani, ciekawi bohaterowie, widowiskowe walki, niebanalna konstrukcja psychologiczna, elementy świata antycznego wplecione w cybernetyczną przyszłość. Wszystko to brzmi świetnie, jest oryginalne, nowe i co ważne – nie jest kolejną odtwórczą powieścią w klimacie cyberpunkowym. Początkowe rozdziały wciągnęły mnie i oczarowały właśnie swoją unikatowością, chociaż już wtedy towarzyszyło mi uczucie lekkiej konsternacji, a w głowie pojawiała się myśl „o co tu właściwie chodzi?”. Jak się później okazało, myśl ta towarzyszyła mi do zakończenia opowieści, a odpowiedzi na to pytanie nie uzyskałam. Co mam do zarzucenia Zodiakom?
Po pierwsze – płytki świat. Zakrawa na ciekawy i ultranowoczesny: Wieża Zodiaków, szklane kopuły, i reszta która jest poza nimi (nasuwa mi to obraz Badlandów na obrzeżach Night City, ale być może to moje cyberpunkowe wypaczenie mózgu 😉 ). Właściwie niewiele o nim wiemy, poza tym że mamy tutaj społeczeństwo kastowe i całą masę technologii. Zabrakło mi rozwiniętego opisu poszczególnych dzielnic, budynków, slumsów, pałaców, czy samej historii miasta. Metropolia jest, bo jest, taka jakaś płaska i w gruncie rzeczy mało istotna.
Po drugie – tłumy bohaterów. Jest ich tak wielu (i to w wielu wersjach), że ciężko połapać się kto jest kim, kto jest z kim i kto jakimi zdolnościami dysponuje. Jedni z nich są jakby bardziej pierwszoplanowi (pojawiają się na karatach powieści bardzo często), inni pojawiają się zupełnie sporadycznie lub jednorazowo. W związku z tym ciężko sympatyzować z którymkolwiek protagonistą na dłuższą metę, tym bardziej że niektórzy z nich bardzo przypominają innych (tutaj przykładowo Gemini i Pisces – w przypadku pierwszym dwie osobowości w jednym ciele, w przypadku drugim… też, tylko jakby inaczej?). Zabrakło mi bliższego przyjrzenia się wszystkim bohaterom, wyjaśnienia skąd wziął się każdy z nich, jaką odgrywa rolę. Sprawiają wrażenie nieco wyrwanych z kontekstu, a niektórzy zostali totalnie zmarginalizowani.
Po trzecie – cel i sens fabuły. Powieść jest niezwykle chaotyczna, a pomieszanie wątków z ich poplątaniem ogromne. Ciężko rozróżnić postacie, a co dopiero sens fabularny. Mimo iż bardzo starałam się wyciągnąć z lektury Zodiaków meritum, niestety nie wiem jaki wątek był jej główną osią i co miał na celu. Tu jakiś romans, tu ktoś ucieka a ktoś inny go goni (tylko nie wiadomo de facto w jakim celu), a tam ktoś się bije. W książce jest wszystko – akcja, super moce, seks, bijatyki, pościgi, nowoczesne technologie, dziwne rasy, niezwykłe zdolności. Jest tego tak dużo, tak bardzo zmieszanego i tak bardzo zapętlonego, że w istocie nie wiadomo po co. Jaki jest cel? O co chodzi? Dlaczego Zodiaki powstały, dlaczego ze sobą walczą (lub nie)? Jaki jest główny cel utworu?
Mam wrażenie jakby autorka miała taki ogrom pomysłów i tak niezwykły przepływ weny, iż nie zdołała przelać tego wszystkiego w spójną, uporządkowaną wersję na papier. Szkoda, bo potencjał z pewnością jest i być może doczekamy się dalszych części przygód Zodiaków. Osobiście wolałabym jednak, aby Pani Magdalena skupiła się na poszczególnych bohaterach, rozwinęła ich historie, wyraźniej zarysowała ich motywacje i cele. Fajnie by było, gdyby każdy wątek, który pojawił się w Genokracji został rozwinięty w kolejnych, osobnych powieściach ze świata Zodiaków. Być może taki był zamysł? Tego nie wiem, szkoda jednak, że tak imponująco zapowiadające się uniwersum nie zafascynowało mnie od samego początku.