
Dżokeje konsoli, kowboje cyberprzestrzeni. Symstymowe doświadczenia Sense/Netu i wirtualna rozrywka w zakątku każdego domu. Świat ujęty milionami kilometrów kabli i amerykańsko-japońskiej technologii. I pośrodku tego wszystkiego człowiek, zamknięty w zerojedynkowej macierzy osobliwości. Trylogia Ciągu Williama Gibsona to najważniejsza pozycja w gatunku cyberpunka, nie tylko dlatego, że w zasadzie zapoczątkowała gatunek. Neuromancer, Graf Zero i Mona Liza Turbo mogą równie dobrze stanowić synonim esencji cyberpunka.
Nie da się przejść obojętnie wokół twórczości Gibsona. Świat Ciągu przepełniony cybernetyczną nowomową, przestępczym półświatkiem, ówczesnym wyobrażeniem nowoczesnej technologii i jej wpływu na rozwój ekonomiczno-społeczny, zapiera dech w piersiach. Z pozycji dzisiejszego czytelnika łatwo wyobrazić sobie hakerów buszujących w wirtualnej rzeczywistości, uzależnionych od świata, w którym mogą przybrać rolę kogoś ważniejszego niż w realu, odcinając się od brudnego i pogmatwanego życia codziennego. Nie ma tam co prawda jeszcze smartfonów, youtuberów i instagramerów kreujących cukierkowe, przepełnione „fejmem” życia uznawane za wzór cnót (choć symstymowa gwiazda – Tally Isham – jest całkiem blisko), ale wizja Gibsona nie różni się zbytnio od obecnego wpływu mass-mediów i gigantycznych korporacji. Choć większość z nas zaprzeczy, że jesteśmy sumą naszych zapytań wyszukiwarkowych, to Google i Facebook doskonale wiedzą jak projektować nasze pragnienia.
Klimat futurologicznej Ameryki, Japonii i Anglii (a także kilku stacji orbitalnych) urzeka i pobudza szare komórki wyobraźni. Jednak każda dobra opowieść potrzebuje motywacji i postaci, które przynajmniej pomogą nam w podróży przez meandry słów, przybliżając portret świata przedstawionego. I tutaj nawet wytrawny czytelnik może potknąć się o ciężką atmosferę fabuły i nie odnaleźć w lakonicznych motywacjach protagonistów oraz (z początku) niezrozumiałej technologii. Gibson nie prowadzi za rękę licząc na skupienie i dużą dozę inteligencji swojej rzeszy czytelników. Nie jest to zatem literatura lekkostrawna, nie będzie dobrym kompanem do kawy czy odskocznią w przerwie między innymi aktywnościami. Czytając Trylogię Ciągu, trzeba być w Ciągu, założyć mentalne trody i zatopić się w cyberprzestrzeni wraz z bohaterami, analizować ich charaktery, rozszyfrowywać język, śledzić wątki, zaakceptować pewne niedopowiedzenia. Lepiej być całym sobą tu i teraz, niż frustrować się pomiędzy wierszami.
Po przebrnięciu przez strumień informacji i fabularnych zawirowań, z perspektywy ukończenia trylogii łatwo dostrzec jak wielki wpływ twórczość Gibsona miała na cenione tytuły filmów i gier, a także jak w swojej istocie przewidziała wpływ (ten bardziej negatywny) i transformację użytkowania technologii w dzisiejszych wspólnotach. Wystarczy spojrzeć z góry na nas samych lub otaczających codziennie ludzi, wlepionych w ekrany smartfonów, żyjących poza nurtem rzeczywistości i uniesionych wysoko ponad materialnym woalem zdarzeń. Nierzeczywistość wciąga i porywa, prawda?
Wprawdzie ciężkostrawna u swoich podstaw, Trylogia Ciągu jest bezsprzecznie ojcem chrzestnym wszystkich cyberpunków i choćby już dlatego zasługuje na miejsce w panteonie kultowych utworów. Dla łaknących doznań plejady stylistycznych uniesień sycących ducha wyobraźni, polecam – z powyższymi uwagami – choć jest to w Polsce, niestety, tytuł dość trudno dostępny w wersji papierowej.