„Twierdza” – baśniowa Rumunia wymieszana w gatunkowym kotle

Twierdza Paul WIlson Vesper

Druga wojna światowa, baśniowa Rumunia, majestatyczna twierdza pokryta złoto-srebrnymi krzyżami i starożytne zło masakrujące stacjonujących tam niemieckich żołnierzy i nazistów. Jedno zdanie podsumowujące książkę, które w zasadzie jest tylko iluzoryczną półprawdą i brzmi jak niecodzienna, acz diablo oryginalna koncepcja horroru. Niestety maska grozy wykrusza się w punkcie kulminacyjnym odsłaniając oblicze przyziemnego i rutyniarskiego fantasy z niesmacznym i nieświeżym wątkiem romantycznym w tle.

Kolejny horror, następny świetny i klimatyczny początek przygody. Walka z niewidocznym monstrum kryjącym się pod płaszczem mroku na rubieżach Rumunii narzuca śmiałe obrazy wyobraźni i zachęca do zainwestowania czasu i emocji w historię. Boimy się tego, co nieznane i niewidoczne, a jeszcze bardziej niewyjaśnione. Wyjaśnienie niewyjaśnionego wiąże się z dużym ryzykiem spłycenia zagrożenia, obdarcia go z czołgającego się po skórze niepokoju i zaszufladkowania go w sferze pospolitości. I Paulowi Wilsonowi zabieg ten wyczuwalnie się nie udał. Nadanie imieniu antagonisty nawiedzającego twierdzę, podarowanie mu głosu i przeszłości, zdruzgotało przęsła podtrzymujące zmierzającą w dobrym kierunku akcję. Zabawa i mieszanie stylami może odświeżyć wyczerpany z oryginalności materiał, ale ostry zjazd z krwawego horroru wprost do średniego „fantazyjniaka” zadziałał na niekorzyść estetyki Twierdzy, jak gdyby autor miał nadzieję, że dodanie losowych składników do wysmakowanej potrawy uczyni ją jeszcze lepszą, a wprawdzie zepsuły całkiem jej smak.

I ten nieszczęsny, przaśny romans przerysowany do granic możliwości, być może tylko jakościowo o szczebel niższy od żenujących, pornograficznych scen z 50 twarzy Greya. Oklepany i przeseksualizowany obraz kobiety-dziewicy oddającej się pierwszy raz z gorączkującą rozkoszą tajemniczemu i nieokrzesanemu typowi zza oceanu będąc pod jego urokiem od dwóch dni (i uprzednio zostając nieomal zgwałconą przez dwóch SS-manów) być może pasował do burzliwej ekspresywności lat osiemdziesiątych, kiedy ukazała się książka, ale w dzisiejszych czasach wzbudza jedynie politowanie i zażenowanie.

Wątek odwiecznej walki dobra ze złem, magicznych uroków trzymających zło w ryzach, ilości trywialnych zabiegów fantastycznych i zawrotna prędkość zwrotów fabularnych przytłoczyła dawno ulatniającą się grozę i zepchnęła ją w odmęty niepamięci. Po odłożeniu Twierdzy na półkę zastanawiałem się jakim cudem rozpocząłem w mglistym SIlent Hill, a zakończyłem w cukierkowej krainie Oz. Taki przepis nie uderza w moje gusta i na dłuższą metę wymęczył psychicznie. Widziałbym ten utwór jako trzy osobne tytuły, z trzema odmiennymi fabułami: krwawy horror z nazistami, kolorowe fantasy o walce z przedwiecznym złem i porno-sensacyjniak dla potrzebujących i takich wrażeń. A wtedy wilk syty i owca cała.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s