
Poniżej znajduje się moja oryginalna, niezmieniona recenzja z 8 października 2021. Od tego momentu całkowicie zredagowałem swoje podejście co do Jordana Petersona. I muszę przyznać, iż po głębszym zapoznaniu się z jego filozofią i modus operandi, całkowicie pomyliłem się co do jego postępowania, które nie godzi się z moim światopoglądem. Zwłaszcza jeżeli mówimy o człowieku, który kreuje się na obrońcę uciśnionych, a nie potrafi przyznać prostego faktu, że Rosja jest niekwestionowanym agresorem w wojnie na niepodległą Ukrainę, próbując jednocześnie usprawiedliwić reżim Putina. To jednak niewielki fragment persony Petersona zawoalowanej pod warstwą konserwatywnego oporu i strachem przed jakimikolwiek zmianami. Dla pragnących dowiedzenia się więcej na jego temat, polecam poniżej bardzo wnikliwy, trzygodzinny film dekonstruujący mit Petersona-Mędrca. Bolesna i gorzka, aczkolwiek potrzebna pigułka do przełknięcia.
Jako że nie jestem zwolennikiem usuwania swojej pracy na fali zmian poglądów, recenzję zostawiam w takim stanie, jakim ją napisałem pod wpływem książki Petersona. W charakterze wniosków na przyszłość, by bardziej wymagać od siebie wnikliwszego obcowania z danym materiałem i tego, co sobą reprezentuje.
_____________________________
Oryginalna recenzja z 8 października 2021 roku:
Chaos potrafi namieszać w życiu każdego z nas. Wkrada się w myśli, zaburza plan dnia, czasem poddaje totalnej destrukcji całe wyobrażenie o przyszłości. Zatrzymuje rozwój, oddala świadomość od istnienia. Odbiera sprawczość i szepcze do ucha pieśń o zagładzie i upadku wartości. Chaos stał się antagonistą naszych czasów, zakrzywionym odbiciem wyobrażenia o losie. Jednak protagoniści własnej ścieżki opierają mu się, walczą z nim i przybywają, by opowiedzieć o tych epickich zmaganiach. Dają nam antidotum na chaos. Jednym z tych weteranów jest Jordan B. Peterson.
12 życiowych zasad to zbiór zasad, jak sama nazwa wskazuje, skonstruowanych tak, by okiełznać niemoc w pełnych nieświadomości i kruchości egzystencjach. Peterson, jeden z największych żyjących myślicieli, piekielnie inteligentny psycholog i nieprześcigniony oponent w debatach społecznych, użył swojego wieloletniego doświadczenia zarówno zawodowego jak i życiowego, by w dość prostych krokach sprowadzić zagubione dusze na odpowiedni tor samoświadomości. Prostych, nie znaczy łatwych do wprowadzenia, ale takich, które z dozą samozaparcia i zrozumienia może zastosować każdy, o czym Peterson jest całkowicie przekonany, pieczołowicie omawiając każdą zasadę z osobna.
Antidotum zawiera potężną dawkę wiedzy i bijącej z niej ekspertyzy autora. Kanadyjczyk opiera swoje założenia na niejako zapomnianej już mitologii i wciąż obecnej, choć szeroko zmanipulowanej religii chrześcijańskiej, by przypomnieć światu o wartościach naszych przodków, na których zbudowana została współczesna cywilizacja i kultura. Jego zaciętość i nieodparta asertywność daje pewnego rodzaju poczucie stabilności, na której można się wesprzeć i spojrzeć na gnębiące nas problemy spod innego kąta. Psycholog mówi o fundamentalnych rzeczach, zatracaonych w szumie codzienności. Zwraca uwagę na uporządkowanie zarówno przeszłości i teraźniejszości, aby przygotować grunt pod wartościową przyszłość. Przypomina o niebezpieczeństwach komunizmu i nazizmu wyławiając esencję odpowiedzialnej za nie nieczystości własnych pragnień i ukrytych animozji: względem siebie, względem świata. Popiera swoje racje literaturą psychologiczną, badaniami naukowymi (nierzadko będąc częścią zespołu badawczego) i swojego ulubionego autora, Dostojewskiego. Nie bagatelizuje najmniejszych odstępstw od normy i nie obiecuje ulotnego zbawienia w zamian za samo zapoznanie się z jego Słowem. Mocno podkreśla, że to TY jesteś odpowiedzialny za swoje kroki i tylko TY możesz ocalić swoją przyszłość. A jeśli się tego nie podejmiesz, świat zgładzi cię swoim ciężarem.
Względnie ponure przesłanie, wyzbyte delikatności, ale w żadnym wypadku nieempatyczne. Wczytując się między słowa, da się odszukać miłość Petersona do człowieka. Jego ostry język podszyty jest dobrem do bliźniego, troską o przyszłość i dbałością o światłość życia. Ukształtowany na miarę surowego ojca nie widzi innego sposobu jak odpowiednia dyscyplina swoich protegowanych. To być może jeden z głównych problemów, dla których Peterson odbierany jest jako niezrozumiały orator, uznawany za kontrowersyjnego i opresyjnego. A wystarczy się wsłuchać i dać zaistnieć wypowiadającemu w przestrzeni ducha słuchającego. Reszta „magii” wydarzy się sama.
Czy zgadzam się jednak ze wszystkimi postulatami Petersona? Niekoniecznie, niektóre wręcz uważam za całkowicie krzywdzące, a nawet względnie niebezpieczne (jak na przykład usilna chęć powracania do ról archetypicznej męskości i kobiecości). Jednak kierując się zasadą 9, mówiącą „zakładaj, że twój rozmówca może wiedzieć coś, czego ty nie wiesz”, widzę potencjał w jego naukach i nie neguję jego istnienia z czystej niechęci względem poglądów politycznych. Skupiając uwagę na sobie, namacalnie odbierałem przekaz Petersona mówiącego o braku prawdziwej atencji względem słuchacza, niszczycielskich konsekwencjach problemów życiowych pozostawionych samych sobie, czy umiejętności zadbania o siebie, tak jak dba się bliskich. Wprowadzając jego wskazówki, niektóre sfery życia (nawet jeśli tylko te małe) od razu stały się zauważalnie wyraźniejsze.
O ile jednak traktat Petersona jest bardzo wartościową pożywką psychologiczną, zawiera się w nim przesłanie, kłócące się z moją obecną filozofią życia. Reprezentujący kulturę zachodu Peterson skłania się ku temu, by ego pielęgnować (nie w sensie niszczycielskim czy autodestrukcyjnym, wręcz przeciwnie), dbając o należną mu uwagę, gdyż w przeciwnym razie jego zlekceważenie doprowadzi do fatalnej w skutkach deterioracji humanizmu i może poskutkować kolejną tragedią na skalę Holokaustu. Jestem w trakcie kolejnego zaczytywania się w Potęgę teraźniejszości Eckharta Tolle’a, który z kolei uosabia myśl wschodu negującą ego i uważającą, że jego istnienie jest w zasadzie iluzorycznym konstruktem zrodzonym z umysłu, dzielącym ducha od ciała przyjmując rolę fałszywego JA. Ta filozofia rezonuje ze mną dużo bardziej i brzmi prawdziwiej wewnątrz, pod warstwą logicznie skonstruowanych myśli, gdzie rozum zapada się pod samym sobą. Nie wskażę jednak, która ścieżka jest lepsza, dla jednego zbawienny może okazać się realizm Petersona, dla drugiego oświecenie Tolle’a, dla trzeciego coś zupełnie innego lub mieszanka wszystkich trzech. Dobrze jest mieć wybór.
Niezależnie od powyższego, jedno powinno rezonować dla Was prawdą – warto uporządkować swoje życie. Warto żyć. Warto kierować się w tym życiu filozofią, która popchnie do przodu i stanie się ostoją w trudnych chwilach. Życie jest cierpieniem niezależnie od tego w co wierzymy, ale są sposoby by się z tym cierpieniem zmierzyć i nie poddać zrodzonemu z niego chaosowi.