
Nigdy nie byłam fanką wędrówek górskich, zdecydowanie bardziej odpowiada mi wypoczynek nad morzem. Preferuję na ogół bardziej tropikalne klimaty, ciepełko, szum fal i leniwe plażowanie. Do Abominacji Dana Simmonsa podchodziłam więc niczym pies do jeża – góry, zimno i wspinaczka to zupełnie nie moje klimaty – myślałam trzymając w dłoniach opasłą i dość ciężką wagowo księgę, z zimową i mimo wszystko intrygującą okładką. Czy ponad sześćsetstronicowe tomiszcze o wyprawie w Himalaje jest w stanie wciągnąć i zainteresować górskiego laika (czymś więcej niż okładką), który ze wspinaczką wysokogórską nigdy w życiu nie miał do czynienia? Oj, zdecydowanie tak!
Abominacja jest zaliczana do literatury grozy. Trzeba jednak przyznać, że groza którą książka wręcz emanuje, nie ma tu charakteru tej z poczytnych horrorów. Z jednej strony jest bardziej subtelna a z drugiej, paradoksalnie, intensywniejsza i przeszywająca mnogą ilością odczuć: niepokoju, adrenaliny, lęku i obrzydzenia. Grozą napawają tu ostre niczym brzytwa górskie granie, oblodzone potężne szczyty, bezdenne przepaści. Pikanterii dodają legendy o yeti i aura tajemnicy wokół śmierci wspinaczy biorących udział we wcześniejszych wyprawach na Everest. Mamy tu i element detektywistyczny (rozwiązanie zagadki śmierci hrabiego) i motyw monstra (czy ślady wielkich stóp na śniegu świadczą o istnieniu Yeti?). Nie brakuje tu brutalności. Opisy niektórych krwawych obyczajów czy stanu ludzkich zwłok znalezionych pośród śnieżnych zasp napawają wstrętem i odstręczają przed dalszą „wspinaczką”. Chłód lodu i huk wiatru podczas nocnych śnieżyc potrafią przyprawić o gęsią skórkę.
Nieoczekiwaną niespodzianką w opowieści był dla mnie motyw historyczno-polityczny, jednak nie będę poświęcać mu tu miejsca – niech i Was zaskoczy tak jak mnie. Za to z wielką przyjemnością zwrócę uwagę na Simmonsowych bohaterów – postacie wykreowane zostały tak, że każda z nich jest inna, każda ma osobowość. Bohaterowie są „jacyś” i budzą sympatię lub antypatię, nie ma tu miejsca na nijakość.
Dzięki wszystkim tym pierwiastkom opowieść czyta się z wypiekami na twarzy. Mimo tego, że wstęp jest dość obszerny, a sama wyprawa na Everest rozpoczyna się po dość długich i nieco mozolnych przygotowaniach, historia pochłonęła mnie od pierwszej strony. Co prawda nie znam wszystkich skomplikowanych pojęć stosowanych we wspinaczce górskiej (szczególnie, że mówimy o technikach i sprzęcie z początku dwudziestego wieku), ani też szczegółowo przedstawionej przez autora geografii Himalajów czy historii zdobywania dachu świata, a mimo to książkę czytało mi się wyjątkowo dobrze. Wyobraźnia bez problemu projektowała przed oczyma film z tej niezwykle pasjonującej, pełnej przygód i emocji wyprawy.
Abominacja to świetna literatura grozy, z rewelacyjnie oddanym wysokogórskim klimatem i przygodową oprawą. I wierzcie mi, nie trzeba pałać miłością do gór ani znać się na wspinaczce, by zatracić się pośród literackich himalajskich szczytów.