
Internetowe trolle są jak komórka rakowa. Mącą w głowie, wywołują depresję, podszywają się pod zdrową tkankę. Jeśli nie zostaną wykryte na wczesnym etapie i sprawnie wycięte, w końcu nastąpią przerzuty i złośliwiec zaśmieci cały organizm. Zatruwają nas od lat, mnożą się jak szczury, ale nikt jeszcze nie wynalazł złotego środka na wywoływane przez nich spustoszenie. Jedyną terapią jest ponadprzeciętna uważność podparta wiedzą i doświadczeniem oraz zdrowa ostrożność na każdym kroku. W przeciwnym wypadku – trollotwór strawi również nas.
Po pierwsze, co najważniejsze i najistotniejsze w związku z tematyką wpisu: daj pozwolenie pokrętnemu umysłowi uświadomić sobie, że Ty też jesteś potencjalną ofiarą dezinformacji i trollingu. Łączy to i mnie, i Ciebie. Jeśli na wstępie uważasz się za omnipotentną istotę niepodatną na jakiekolwiek manipulacje zewnętrzne – już przegrałeś. Lepiej przyznać się do błędu i wyciągnąć z niego wnioski, uczyć się rozpoznawać sygnały i przeciwdziałać na przyszłość, niż żyć w wiecznej ułudzie o własnej nieomylności i zbierać żniwa niedoli.
A skoro mamy to za sobą, przejdźmy do putinowskich „ambasadorów prawdy”. Jessikka Aro, której nie jest obce bycie w centrum zainteresowania i agresji rosyjskich trolli, spisała kronikę ich działalności. Zrobiła to skrzętnie, z dziennikarską troską i dużą dozą autoterapii wywołanej agresją Kremla wycelowaną w jej osobę. Nakreśliła w jasny sposób moc i strategię neoradzieckiej propagandy, a my, czytelnicy, możemy przekuć doświadczenia jej i jej bohaterów, aby rozpoznać te schematy zachodzące w otaczającym nas społeczeństwie.
Główną bronią krzewicieli raszyzmu są przede wszystkim media. Facebook, YouTube, Instagram, a ostatnio w dużej mierze poligon dla rubelkowych rycerzy – TikTok. „Tradycyjne” media stały się w Internecie synonimem wszelkiego zła i korporacyjnego zniewolenia, dlatego ludziom łatwiej uwierzyć jest w przekaz ustny „szarego Kowalskiego”. A właśnie od takiego przypadkowego Kowalskiego, za którym nie stoi żadne wiarygodne źródło, pochodzi największe zagrożenie dezinformacyjne. Takie komunikaty są następnie powielane i przyprawiane szczyptą własnych fantazji na modłę klasycznego głuchego telefonu, finalnie trafiając również do mediów mainstreamowych, gdzie następuje sprzężenie zwrotne i jedna siła napędza drugą. Nie trzeba szukać daleko, wystarczy popatrzeć na to co dzieje się w rodzimej TVP, czy poczytać (choć dla własnego spokoju i zdrowia psychicznego nie polecam) urojenia odklejonego od rzeczywistości Korwina-Mikkego czy innego Putinofilskiego Konfederaty.
„Trzecia Rzesza i Związek Radziecki zademonstrowały światu, jak szybko polityczni przywódcy potrafią ujarzmić świadomość ludzi i zrobić z nich lojalne sługi reżimu. Żeby pozostać przy władzy i osiągnąć swoje cele, dyktator w praktyce musiał tylko przejąć wolne media i zrobić z nich tubę propagandową – stopniowo lub siłą.”*
Przekaz jak zwykle jest taki sam, niezmienny od dekad. Zdegradować, poniżyć, odczłowieczyć i zbrzydzić dla reszty cywilizacji. Czyż nic tak nie łączy jak nienawiść do wspólnego wroga? Wystarczy nazwać kogoś, w odpowiednim kontekście politycznym, „neonazistą”, „banderowcem”, „pederastą”, „ciapatym”, „kozojebcą”, „żydokomunistą” lub „nosicielem tęczowej zarazy”, aby zrzeszyć tłum hejterów (najczęściej z imieniem boga na ustach) gotowych zniszczyć człowieka, którego życie jest dla nich w istocie obojętne, bo liczy się przede wszystkim destrukcja pewnej idei, którą owe indywiduum rzekomo uosabia.
„W historii jednym z najskuteczniejszych sposobów uprawiania propagandy wojennej jest dehumanizacja wroga, ukazywanie go jako potwora. Skoro wróg został zdemonizowany, wojna przeciwko niemu jest usprawiedliwiona, a żołnierze są zmotywowani do walki w imię bezsprzecznie słusznej sprawy.
Badania mózgu pokazują, dlaczego dehumanizacja jest skuteczna: umysł człowieka ma tendencję do segregowania i dyskryminowania. Rasistowski język i nienawistne ukazywanie na przykład Żydów, muzułmanów czy Ukraińców malują przemawiające do umysłu obrazy i podjudzają do prześladowań.”
Natomiast styl uprawiania propagandy jest iście ciekawy, gdyż nie opiera się na wymyślnym kłamstwie, a raczej odpowiedniej jego mieszance z prawdą, jak Jessikka Aro określa metodę 60/40%, w których odpowiednio 60% przekazu odpowiada za prawdziwą informację, a pozostałe 40% za zmyślną manipulację. Na ulicy Sawuszkina w Sankt Petersburgu, gdzie mieści się Centrum Analiz Internetowych działa najbardziej znana rosyjska fabryka trolli, która ten i inne style uprawia całodobowo mieszając się w politykę państw „świata Zachodniego”. Pracownicy zakładają fejkowe konta, wyciągają z rękawów kłamstwa najróżniejszej maści, podsycają nienawistne dyskusje pozostałych użytkowników, byle wywołać piekielny chaos. Tak było chociażby w przypadku wyborów prezydenckich w USA w 2016 roku, tak samo miało być podczas „specjalnej operacji militarnej” w Ukrainie. W tym drugim przypadku, świat w porę przejrzał zagrywki kremlowskiego zamordysty i nie daje się już tak łatwo nabierać na ferment inżynierów propagandy, choć problem nadal jest skomplikowany i jego dalekosiężne skutki nie są jeszcze znane.
Zastanawia jednak wpływ wspomnianych wcześniej mediów (społecznościowych) na rozszerzanie się tego zjawiska, o czym Aro również wspomina niejednokrotnie w Trollach Putina. Zgłaszanie administratorom fikcyjnych kont, nienawistnej mowy czy dezinformacji totalnej (o wojnie w Ukrainie, czy wcześniej o proepidemicznych bzdurach i antymaseczkowych teoriach zniewolenia) wydaje się nie obchodzić włodarzy Twittera, Meta (tak, tak, tego dziwacznego tworu Zuckerberga) czy Googla. Co więcej, w ostatnim czasie sam Facebook wydaje się przyciągać coraz więcej spragnionych atencji indoktrynerów, a algorytm serwisu przyciąga ich jak lep na muchy. Widocznie w korpoświecie wszystko po staremu – nieważne jak mówią, ważne żeby było tego dużo i generowało jeszcze więcej pieniążków. Prawda jest produktem ubocznym.
Nawet facebookowy fanpage Kolankowa nie jest wyzbyty z działalności trolli, jak zauważyliśmy po publikacji recenzji Wojny o szczepionki, co z resztą było przewidywalne z uwagi na „kontrowersyjną” tematykę. Jednak wysyp śmiałych komentarzy na nasz temat, jako mielibyśmy być szpiclami obcej agencji rządowej, krzewicielami trucizny, debilami i półgłówkami, gównianymi dziennikarzami piszącymi słabe teksty na zamówienie i temu podobne, zbił mnie z pantałyku (większość komentarzy nadal jest dostępnych do wglądu). Szybko stało się dla mnie jasne, że jakakolwiek odpowiedź wiązała się z jeszcze gorszym rezultatem, a ja wpadłem wir wymyślania coraz to nowszych i bardziej zaczepnych kontrargumentów, które destabilizowały moje dobre samopoczucie i zniżały po spirali nienawiści do wyimaginowanego wroga. W każdym razie bolesny proces samouświadomienia obnażył mi jak bezcelowym jest opór w takiej sytuacji i zwyczajnie odpuściłem, przez co z całego doświadczenia wyszedłem podbudowany, pewniejszy siebie i z dystansem do kolejnych inwektyw.
Po wybuchu wojny 24 lutego, aktywność putinowców nasiliła się, zwłaszcza pod postami związanymi ze wsparciem dla Ukrainy, z krzywdzącymi i nienawistnymi tekstami, za którymi stały podejrzane konta pseudo-patriotów z biało-czerwoną flagą, antyukraińskimi hasłami i peanami na cześć Wielkiego Rosyjskiego Stratega. Tym razem byłem nieugięty i zamiast walki na słowa, zdecydowałem się kasować ohydne wpisy wycelowane przede wszystkim w Ukraińców i w ukraińskie zwierzęta ze schronisk (sic!). Na jedno zablokowane konto pojawiały się dwa następne, z jeszcze bardziej pozbawioną ludzkich cech uwagą, ale takie rozwiązanie uważałem za najbardziej rozsądne, choć czasochłonne. Decyzji nie żałuję i strategię stosuję w każdej sytuacji, kiedy granica dobrego smaku i przyzwoitości zostaje przekroczona (a zdarza się to nierzadko).
Co możemy zatem zrobić, by bronić się przed napierającym raszyzmem, skoro już tak głęboko przeniknął do naszego świata? Bez dobrej woli i chęci zmiany właścicieli największych mediów społecznościowych, prawdopodobnie możemy tylko walczyć ze skutkami, zamiast ze źródłem sprawy, więc walka przypomina pojedynek Don Kichota z wiatrakami, ale lepsza jakaś forma rebelii, niż syta karma dla trolla:
- Przede wszystkim nie angażujmy się w dyskusję z podejrzaną osobą. Jeśli jednak czujesz taką potrzebę, zastanów się czy warto i jaki cel chcesz osiągnąć. Czy robisz to dla usatysfakcjonowania ego, czy po to, aby zasygnalizować oszusta? Podejmując rozmowę, trzymaj nerwy na wodzach, bo jak mówi stare przysłowie – nie dyskutuj z debilem, bo ściągnie cię do swojego poziomu i zniszczy doświadczeniem. Nie wdawaj się w pyskówki, staraj się podpierać swoje argumenty wiarygodnymi źródłami. NIE KARM TROLLA!
- Nie dajmy się nowoczesnemu nurtowi powielania „szybkich newsów”. Ktoś napisał, udostępnił lub podał dalej szokującego newsa? Zatrzymaj się, zwolnij, weź kilka głębokich oddechów. Nie będziesz w życiu kimś lepszym, dlatego że w ekspresowym tempie udostępniasz soczyste newsy. Zastanów się najpierw skąd wyszła informacja i jakie jest jej oryginalne źródło. Czy możesz zweryfikować treści zawarte w poście na własną rękę? WYSIL SIĘ, nie stawiaj na wygodę zrzucania odpowiedzialności za kreowanie świata na ludzi, którym nie zależy na Twoim dobrostanie!
- Jeśli jesteś administratorem strony lub fanpage’a, bądź rozsądnym, lecz twardym moderatorem. Wytnij raka, zanim nastąpią przerzuty. Nie dyskutuj – ustąp z pola lub BANUJ. Nie daj się wciągnąć w pułapkę moralizatorską o wolności słowa. Zadaj sobie pytanie czym jest prawdziwa wolność słowa i czy na pewno jest nią prawo do rozpowszechniania groźnej propagandy i dehumanizowania grup społecznych.
- CZYTAJ. Sięgaj po sprawdzoną literaturę, śledź wiarygodnych i rzetelnych dziennikarzy. Sprawdzaj odmienne źródła, nawet te najbardziej propagandowe, by samemu rozpracować mechanizmy propagandystów. Obejrzyj Wiadomości TVP, następnie Fakty TVN, po czym przeczytaj parę artykułów na OKO.press, a na koniec przejrzyj co się dzieje na portalach fact checkingowych pokroju Demagog i ćwicz wychwytywanie wspólnych mianowników, oraz rażących zmyłek. Lepiej być ustawicznie sceptycznym, niż odgórnie uległym.
- Nie ulegaj ogólnikom wpadając w pułapkę typu sentencji „wyłącz TV, włącz myślenie!”. To tylko slogan, zasłona dymna mająca przekształcić cię w „rewolucjonistę prawdy”. Właściwe myślenie polega na żmudnej pracy i analizie wielu materiałów. Weź pod poprawkę na to, że nie jesteś ekspertem (chyba, że w danej dziedzinie faktycznie jesteś) i nie ogarniasz rozumem wszystkich zmiennych. Nie ma nic złego w przyznaniu się (przed samym sobą, ale i przed innymi), że czegoś nie wiesz lub nie rozumiesz. Bądź wiecznie NIENASYCONYM wiedzy.
- Jeśli padłeś ofiarą dezinformacji lub, co gorsza, nieświadomie uczestniczyłeś w jej rozpowszechnianiu i zdałeś sobie z tego sprawę – PRZYZNAJ SIĘ DO BŁĘDU! Nie chodzi o to, aby się umartwiać i błagać świat o przebaczanie, ale o to, by stawać się lepszą wersją samego siebie. Jeśli nie wybaczysz przede wszystkim sobie, będziesz ciągle stał w tym samym miejscu.
- Czasem trzeba po prostu odpuścić i znaleźć piękno w małych rzeczach, pauzując od świata materialnego. MIEJ DYSTANS DO SIEBIE I DO ŚWIATA!
Przypuszczalnie mało idealna lista, ale zawsze to jakiś punkt startowy do stworzenia własnego kodeksu „łowcy trolli”.
Trolle Putina to obowiązkowa lektura na bieżący dzień. Przed trollami nie ma ucieczki, nie jesteś w stanie odwrócić się od nich, nawet jeśli twierdzisz, że żyjesz poza światem cybernetycznym. Problem, drogi Czytelniku, polega na tym, iż świat cybernetyczny dawno zespolił się z tym rzeczywistym, a przepływ informacji uzależniony jest od całej sieci zależności Internet-Rzeczywistość. Prędzej czy później dotrze do Ciebie informacja, której nie będziesz w stanie zweryfikować bez własnego wkładu i zaangażowania. Co wtedy zrobisz?
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Jessikki Aro, Trolle Putina. Przeł. Marta Laskowska. Wydawnictwo SQN, Kraków 2020.