„Przebudzenie zmarłego czasu. Druga gemma” – płynąc, nie wiedząc, gdzie jest brzeg

Stefan Darda, Przebudzenie Zmarłego Czasu, Druga Gemma, książka, horror, groza, Przemyśl, wydawnictwo Videograf

Urok przemyskich uliczek, klimat Rynku starego miasta, zapierające dech w piersiach krajobrazy podkarpackiej perły. Przemyśl w pełni zasługuje na miano turystycznego fenomenu, jednak z jakiegoś powodu (a raczej powodów, których tutaj nie będziemy analizować) miasto nie potrafi przyciągać do siebie dużej rzeszy turystów. Być może w niedalekiej przyszłości powieją nad nami bardziej przyjazne wiatry zmian, ale póki co to my, przemyślanie, musimy (i pojedynczo, i razem) budować naszą renomę, dlatego tak bardzo cieszy, kiedy jeden z najbardziej znanych autorów grozy w Polsce (a od kilkunastu lat również już taki trochę nasz, swojski przemyślanin) Stefan Darda postanowił umieścić nas w swoim cyklu literackim. Jednak będąc zgodnym w duchu autentyczności i odkładając na bok osobiste sympatie i sentymenty, muszę przyznać, że kontynuacja Powrotu, słowami samego protagonisty, Jakuba Domaradzkiego, płynie, nie mając pojęcia, gdzie jest brzeg„.

Na samym wstępie wypadałoby wyjaśnić, że Druga gemma jest bezpośrednią kontynuacją Powrotu i to jeszcze w tak ciasnym znaczeniu, że wydarzenia w niej zawarte następują bezpośrednio po godzinach/dniach. Wypadałoby więc być na świeżo z materiałem, aczkolwiek Darda stara się wtrącić tu i ówdzie „przypominajki” z poprzedniczki, by nieco odświeżyć pamięć czytelnika, ale nie są one na tyle nachalne, by po przeczytaniu obydwu tomów na raz wyczuć jakieś zapychacze. Jakub Domaradzki kontynuuje prywatne śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci wujka Olgierda, stara się odszukać drugą gemmę, a także miesza się w kolejne frasunki wiążące go z tragiczną przeszłością w Tomaszowie Lubelskim i rodziną Hejznerów.

Powieść wciąż ociera się o motywy z pograniczy grozy czy horroru, raczej nigdy nie oddając się gatunkowi w pełni, czego przykładem byłby zachwycający debiut autora w Domu na wyrębach, jednak wychodzę z założenia, że przemyska saga wcale nie musi takową być i nie warto szufladkować ją w konkretną kategorię, acz istotnie bliżej jej już nieco do urban fantasy. Domaradzkiemu przytrafiają się wątki paranormalne, sporadycznie poleje się jucha, ale główny prym, jak sądzę, wiedzie motyw gemm stanowiących coś w rodzaju starożytnej machiny do przenosin w czasie, bądź podróży międzywymiarowych (co właściwie na swój sposób można rozumieć jako jedno i to samo, w zależności jaką filozofię fizyki fantastycznej przyjąć). Niestety, motyw pozyskania tytularnego artefaktu odbywa się w dość antyklimatyczny i obfitujący w szereg wygodnych zbiegów okoliczności na korzyść bohatera. A pomiędzy tymi wątkami para- osadzeni jesteśmy w realizmie obyczajowym, z którym mam chyba dość największy problem.

Przemyślenia i akcje protagonisty dość często sprowadzają się do wątków obyczajowo-romantycznych. Kuba wciąż chce (albo musi) nadstawiać karku za Justynę i Emila prowadząc czytelnika do dość jasnych motywów stojących za jego czynami. Nie ułatwia tego jego sąsiadka z góry, z którą relacje zaczynają dążyć do, jak wyczuwam, zbliżającego się wielkimi krokami trójkąta miłosnego, do czego akurat nie mam zbyt życzliwego nastawienia i uważam za niepotrzebny zapychacz w przemyskiej sadze. Przyznam, że zamiast kolejnego rycerza na białym koniu chętniej przyjąłbym nieco bardziej ambiwalentnego moralnie, albo wręcz antypatycznego bohatera, którego Dardzie udało się wykreować w porażającej Jednej krwi, gdzie Wieńczysław Pskit na swoich barkach pociągnął całą powieść i wyniósł ją do rangi czegoś unikalnego. W Drugiej gemmie nie poczułem tego ponadprzeciętnego wydźwięku.

Słowem kończącym wątek romantyczny, zwrócę uwagę na absurdalną scenę w Papryczkach. Nie zaspojleruję jej tutaj, ale treść rozmowy podczas pewnego spotkania Kuby w tej restauracji jest tak niewiarygodna i zmieniające dynamikę relacji pomiędzy dwoma postaciami o sto osiemdziesiąt stopni, iż musiałem sprawdzić okładkę książki, czy czasem we własnym roztargnieniu nie pomyliłem lektur i sięgnąłem przez przypadek za jakiegoś harlequina. Motywacja towarzysza Kuby jest tak sprzeczna z ciągiem logiczno-fabularnym, że po prostu trąci niewiarygodnością i, nie ukrywam, pewnym rodzajem zażenowania. Ta scena, oraz pewien dość niedorzeczny opis „snu/nie-snu” całkowicie zachwiały moje poczucie zawieszenia niedowierzenia, które jestem w stanie podtrzymać przy wątkach fantastycznych, ale już nie kiedy chodzi o złożoność ludzkiej psychiki.

Wbijam już ostatni gwóźdź, obiecuję. Nie muszę chyba wspominać, że książka jest bardzo krótka i czyta się ją bardzo szybko i lekko. Aczkolwiek wbrew powszechnym opiniom, nie uważam tego za coś negatywnego, ani wcale za pozytywnego. Lekkość czy ciężkość języka nie ma wpływu na jakość całokształtu (kontrprzykładem dla „lekkości” może stanowić twórczość rodzimego Stanisława Lema, którego język i styl potrafią przyprawić o ból głowy, ale jednocześnie stanowić o literackim i fabularnym kunszcie). Objętość Gemmy nie jest sama w sobie problemem, ale jej fragmentaryczność i owszem. Będąc już po lekturze obydwu (z planowanych czterech) tomów widać, iż cały cykl stanowił będzie tak na prawdę jedną, ciągłą powieść. I moim zdaniem całość wyszłaby na tym o wiele, wiele korzystniej (z punktu czytelnika, rzecz jasna), gdyby Darda napisał ją jako jedną wielką cegłę (a czego popularność chociażby twórczości Artura Urbanowicza dowodzi, iż w Polsce jest na takie kolosy zapotrzebowanie), niż dzielić w odstępie kilku lat, ryzykując, iż potencjalni czytelnicy nie pozostaną do końca przygody. Zwłaszcza, że Druga gemma jako powieść sama w sobie się nie broni, stanowiąc część większej i spójnej całości. Ale to tylko moje zdanie i być może z punktu wydawniczego sprawy mają się wprost odwrotnie, a zabieg ten jest jak najbardziej opłacalny.

Przyczepiam się do wielu rzeczy, rozciągam niepotrzebnie i szatkuję krytyką, ale nie potrafiłbym inaczej kiedy chodzi o jednego z moich ulubionych autorów, którego większość twórczości inspiruje mnie do pracowania nad własnym rzemiosłem pisarskim i światotwórczym, którego szanuję i śledzę literackie poczynania. Czy oznacza to, że cały tom nadaje się do wyrzucenia? Oczywiście, że nie. Po Gemmę warto sięgnąć chociażby dla nieprzeciętnego klimatu przemyskiego miasta, inteligentnego humoru i obfitości przewrotnie ostrych dialogów. Niektórzy zapewne w ogóle nie zatrzymają się na poruszonych przeze mnie scenach i cieszyć się będą stylem Dardowego pióra znanego z poprzednich powieści i najprawdopodobniej z wypiekami na twarzy wyczekiwać będą dalszego rozwoju wydarzeń dotyczących bizantyjskich gemm i dziwnego międzywymiarowego galimatiasu.

Chylę również czoła autorowi za znakomity koncept pułpotsów, który gdzieś tam już wcześniej istniał w podświadomości społecznej, ale nigdy nie został nazwany i w zasadzie wieloracy twórcy nie potrafili ogarnąć jego potencjału. Czekam na nową powieść opartą tylko na tym jednym pomyśle!

A przemyślanie i entuzjaści miasta również znajdą kilka smaczków dla siebie – piękny hołd dla twórczości Stefana Grabińskiego, nieistniejące tabliczki, pomniki i kamienice, owiana złą sławą ulica Czarnieckiego (a swego czasu, za mojego dzieciństwa, boczna ulica Czarnieckiego – Rokitniańska – przy której stoi więzienie, nie miała wcale lepszej renomy i przechodząc przez nią straszyliśmy się nawzajem „Na Rokicie stracisz życie!”), historia Twierdzy Przemyśl i parę innych, zakrawających już o zdradzenie fabuły. A, no i pewna pani policjantka, Magda Witkiewicz, może wydać się nieco znajoma sympatykom Cymanowskiego Młynu.

Jesteśmy w potencjalnej połowie cyklu (znając już nieco bibliografię Stefana Dardy nie zdziwiłbym się, gdyby seria została w trakcie nieco powiększona). Jeżeli tu mieliśmy podwaliny przyszłego punktu kulminacyjnego, to liczę, że w tomie trzecim autor utrze mi nosa za wszystkie moje uszczypliwości i otrzymamy naprawdę świetny punkt zwrotny godny miana mistrza grozy. A tymczasem, widzimy się w Przemyślu.

I strzeżcie się pułpotsów!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s