
Czy w spadku po przodkach dziedziczymy jednocześnie błędy naszych ojców i matek? Co więcej, czy powinniśmy czcić rodziców tylko i wyłącznie dlatego, że nas spłodzili? Gdzie w takim razie kończy się granica szacunku, a zaczyna fanatyzm? Życie i śmierć niemieckiego narodowego socjalisty wybrzmiewają jak kręgi na wodzie historii, wzburzając teraźniejszość i ukazując opowieść o miłości, zaślepieniu i wielkich rozczarowaniach.
Otto Wächter, gubernator dystryktu krakowskiego i Dystryktu Galicja Generalnego Gubernatorstwa. Nazista, zbrodniarz wojenny, kochany mąż i ojciec. Opowieść o Wächterze daje nam ciekawą perspektywę zobaczenia nazistowskiego mordercy w nieco innych odcieniach, tego bardziej rodzinnego, kochanego i kochającego. Chyba nie pomylę się pisząc, że łatwo przyklejamy etykiety ludziom, prawda często wydaje się czarno-biała, a sensacyjność i brutalność szubrawców różnej maści przyciąga naszą chęć zaspokojenia ciekawości. Szlak szczurów nam tego nie zaoferuje.
Philippe Sands prowadzi narrację tej swoistej biografii głównie poprzez trzy źródła: materiały archiwalne obiektywnie przedstawiające fakty, pamiętniki Charlotte – żony Ottona, z których wyłania się portret uczuciowego mężczyzny nie bez wad i przywar, oraz wypowiedzi syna – Horsta – ślepo zapatrzonego w posążek ojca, a którego tak naprawdę poznał jedynie za sprawą opowieści matki, i którego będzie bronił aż po grób dążąc do oczyszczenia z zarzutów jakoby Wächter senior miał być żądnym krwi nazistowskim zwyrodnialcem. I właściwie w tej ostatniej wizji kryje się, według mnie, sens pracy Sandsa, poruszający kwestie szacunku, miłości i akceptacji, które wręcz wybrzmiewają z ust Horsta. Dziedzica, która nigdy nie poznał swojego taty. Potomka broniącego honoru rodziny. Synka, który kochał matkę pieczołowicie troszczącą się o pamięć męża. Nigdy nie uwierzyłem w tezy Horsta o niewinności Ottona, fakty mówią za siebie (między innymi udział, a raczej „obserwacja” masowej egzekucji pięćdziesięciu dwóch Polaków w Bochni), ale wraz z każdą następną ścianą fantazmatów kruszoną przez dochodzenie Sandsa i brak refleksji Horsta (wraz z późniejszym zrozumieniem motywacji i intencji) jego postawa wzbudziła we mnie pewien rodzaj empatii, a nawet sympatii. W jego słowach widziałem kolejne uwarunkowania i konstrukty myślowe zaszczepione przez Charlotte, uosobienia miłości i dobra w oczach jej synka. Czy nie jest tak, że większość z nas zawsze chce widzieć w rodzicach personifikacje bogów i bohaterów? Nie mam zatem pretensji do Horsta o jego naiwną wiarę, chciał wyrazić swoją miłość w najgorszy możliwy sposób – stawiając i czcząc pomnik przeszłości, która nigdy się nie wydarzyła. A za wielkimi oczekiwaniami, których wymaganiom nie dajemy radę sprostać, zazwyczaj czai się jedynie żałosne rozczarowanie.
Szlak szczurów to jednak nie tylko tradycyjna praca gatunkowa wpisująca się jedynie w reportaż czy literaturę faktu. Gdzieś w trzech czwartych historii, tematyka wydarzeń wykonuje zwrot o sto osiemdziesiąt stopni zamieniając się w mieszankę thrillera szpiegowskiego z wątkiem kryminalnym w tle. Tylko tu jest jeszcze lepiej, niż w „zwykłej” fikcji, bo to się wszystko wydarzyło naprawdę. Wciągający pościg za sprawcą, który miał rzekomo otruć Wächtera angażuje mocniej niż wątek stricte biograficzny. Nie czytałem jeszcze czegoś tak przewrotowego w literaturze non-fiction.
Dlaczego to wszystko, w jakim celu powstają takie książki? W Szlaku szczurów padają istotne słowa: ważniejsze zrozumieć rzeźnika niż ofiarę. I jest w tym jakaś autentyczność – zrozumieć ofiarę przychodzi nam prościej, utożsamiamy się z nią, potrafimy nakreślić wyobraźnią (lub własnym doświadczeniem) jej ból i cierpienie. Z oprawcą nie idzie już tak gładko. Nie chcemy zrozumieć, nie podejmujemy się ciężkiej pracy pojęcia ludzkiej specyfiki z całą jej złożonością. Wolimy zaszufladkować pod jedną kategorię i krzyknąć „Amen, sczeźnij w piekle”. Ale życie nie jest binarne, nie składa się na same zera i jedynki. Czy to oznacza, że Otto Wächtera należy bronić? Nie. Zabijał, mordował, nawet jeśli niebezpośrednio, niemniej jednak przyłożył rękę do funkcjonowania fabryki śmierci Trzeciej Rzeszy. Ale nie był też archetypem zła, składał się na kogoś bardziej złożonego, z bagażem różnych doświadczeń, poglądów i decyzji. Decyzji wpływających nie tylko na cierpienia swoich ofiar, ich bliskich i tych, którzy przeżyli by opowiedzieć prawdę, ale również na tych, którzy najbardziej na niego liczyli i jednocześnie najbardziej zawiódł – rodzinę.
Dla Horsta prawdopodobnie nie ma już w tym życiu ukojenia i spokoju ducha, będzie musiał mierzyć się ze swoją spuścizną do samego końca. Dla nas jednak stanowi bardzo ważną lekcję – nie jesteśmy swoimi rodzicami i nie odpowiadamy za ich filozofię życia. Nadzieja w nas, by dostrzec fałsz w micie nieomylnego rodzica i wyciągnąć wnioski dopóki możemy jeszcze wpoić pozytywne wartości kolejnemu pokoleniu.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękujemy wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.