„Martin Eden” – ponadczasowa pogoń za szczęściem

Istnieją takie książki, obok których przechodzimy obojętnie. Zajmują miejsce na półce, nieraz zakurzone i odpychające swoją starością, poniszczone, zaniedbane, odrzucone w niebyt na śmietnisku czasu. Patrzymy na nie, ale ich nie widzimy. Jednak czasem kieruje nami jakaś niewyjaśniona siła, rzucająca blask świadomości na zapomniany tytuł i nagle spostrzegamy, że w naszych rękach dzierżymy skarb, na nowo odkryty.

Zabierając się – prawdę powiedziawszy dość niechętnie – za wiekową, obszerną lekturę pisaną przetartym i drobnym drukiem, nie snułem domysłów, że historia tytularnego bohatera odciśnie piętno na mojej wyobraźni, uczuciach i ambicjach, które do dzisiaj pali swoim objawieniem. Powieść napisana w 1909 roku nic nie zatraciła z aktualności.

Martin Eden, wrażliwy, acz buńczuczny marynarz wywodzący się z klasy robotniczej, staje w obronie wysoko postawionego młodzieńca, który w podzięce za uchowanie przed splamieniem honoru zaprasza na wspólną kolację ze swoją rodziną. Protagonista przyjmuje zaproszenie i zostaje smagnięty wytwornym stylem życia według etykiety, urokiem niedostępnej Ruth Morse, jej oczytaniem, zamiłowaniem do poezji i literatury angielskiej. Porażony uświadamia sobie, że od teraz zrobi wszystko, by posiąść jej serce i duszę, tym samym zdzierając skórę poprzedniego życia i zaczynając nowy rozdział, jako inteligent samouk, malując przyszłość w barwach dobrobytu, jako poczytny i szanowany pisarz. Zatraca się bezpowrotnie w świecie literatury i burżuazji, dążąc do perfekcji. Nie zdaje sobie sprawy, że czeka go wyboista droga utarta przeszkodami, ostracyzmem i politowaniem najbliższych, zderzeniem ambicji z nieprzejednaną i nierzadko okrutną rzeczywistością. Jednak nie zważając ani na blokady, głód, czy szybko kończące się zasoby gotówki, godnie stawia czoła swoim niedoskonałościom i przekuwa swoje słabości w oręż inteligencji, zarówno psychicznej jak i emocjonalnej.

Jack London stworzył ponadczasowy portret zmagań proletariusza dążącego do sukcesu, prącego pod prąd segregacji społecznej, walki człowieka niegodzącego się na szufladkowanie z powodu pochodzenia czy wykształcenia. Walki nie tyle międzyklasowej, co ponadklasowej, w którym zwycięstwo oznacza zerwanie ze sztywnymi podziałami międzyludzkimi. Dzięki pracy nad charakterem, skupieniu na celu i niezłomnej wiary, marzenia stają na wyciągnięcie ręki.

Filozoficzno-psychologiczna powieść autora to w równym stopniu przestroga przed skorumpowanymi umysłami, obłudną naturą człowieka i wielkimi pieniędzmi – jak rzecze banał – niedającymi szczęścia. Przestroga przed istotami oddalającymi od najważniejszych skarbów w życiu – tych ukrytych na widoku.

Istnieją takie książki, obok których przechodzimy obojętnie. Martin Eden do takich nie należy.

Recenzja pojawiła się pierwotnie na stronie Kultura na co dzień

Jedna myśl w temacie “„Martin Eden” – ponadczasowa pogoń za szczęściem

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s