
Wysokooktanowa akcja, neo-radziecka przyszłość i odrobina ludzkiego dramatu. Chudy, to jest towarzysz Aleksander (dla przyjaciół Sasza, dla przyjaciółek Saszka) Khudovec, wraca w dobrym stylu. Ciągle nienasycony, ambitny i nieokrzesany, snujący cyniczne komentarze na temat kondycji świata, ciągnie żywot bezceremonialnego siepacza w metropolii wypełnionej cybertechnologiczną ułudą idyllicznego jutra. Lepszego jutra, ku chwale mateczki Rosji! Chudy może by się nie zniżył do tego poziomu, ale za to NeoSybirsk zaprasza z otwartymi ramionami. Tylko uważaj, żebyś nie wyrżnął zębami o krawężnik. Albo o piąchę osiedlowego ciućmoka.
Tym razem Sybirpunk wciągnął mnie bez reszty, od początku przetapiając zwoje w mózgu i zagnieżdżając się jak eksploatujący ransomware – „masz czytać dalej, albo skroję ci resztki poczytalności!”. Bezpośrednia kontynuacja tomu pierwszego nie traci już energii na korpowątki i ustalanie reguł świata przedstawionego. Jak za sprawą czyściutkiej synty, akcja od razu ustanawia się jako punkt grawitacyjny fabuły i przyciąga do siebie bohaterów. Jest bombowo (he, he, jakby zaśmiał się pewien oligarcha), na pełnym gazie i bez wytchnienia. Nie ma czasu na wąchanie kwiatków (chyba, że od spodu), a nieuważnym NeoSybirsk tak przetrzepie cztery litery, że albo staną do pionu i stukną obcasami, albo miasto przerobi ich na swoją bladź.
Gołkowski wie, jak stworzyć porywającą akcję. Poniewiera Chudym, babra go po uszy w g…, szarpie jego nerwami nie pozwalając zasnąć, spiętrza na drodze galerię osobliwości cokolwiek niekompetentnych, by nie powiedzieć: dziadowskiej swołoczy. Khudovec raptem przedziera się przez kołchoz chałtury i gnojowiska (a Kusto ma w tym swój nieskromny udział), by ujrzeć kojące światło dnia następnego. I nie pomaga w tym seria zamachów na jego życie. Ale cóż, nie ma „miętkiej gry”, Legio Patria Nostra i do przodu!
I mimo wszystko, w tle nadal tli się wątek ludzki, dający się utożsamić z czytelnikiem, pobudzający myślenie. Skomplikowane relacje międzyludzkie, pytania o transhumanizm, globalne ocieplenie, żądza pieniądza sterująca władzą, jawna klasowość, podziemna dilerka. Nie ma tego wszystkiego wprost, trzeba się nierzadko doczytywać między wierszami, ale praca włożona w interpretację dzieła zwraca się podwójnie.
Cóż ja mogę więcej rzec. Dobra to jest kniga. Uzależniająca, pełna brutalnych, bombastycznych scen akcji, folwarcznych dialogów, klimatu cyberkomunistycznej federacji i autoironicznych docinków protagonisty. To taka przygoda futurystycznego Franza Mauera, a Linda miałby wiele do przegadania z Chudym. Czas jeszcze pokaże, czy Sybirpunk wpisze się w kanon polskiej fantastyki, ale kto nie czytał jeszcze pierwszego tomu, ten aparatczyk, więc stop, nazad i paszoł won do wolumenu pierwszego!